środa, 23 marca 2016

Reaktywacja bloga. Co tam się ostatnio działo...

Dawno mnie tutaj nie było... Ale spokojnie! Od tegoż dnia staram się systematycznie dodawać posty ;) 

Co się u nas działo przez ostatnie dni? Były wzloty i upadki... Otóż ponownie odwiedziła nas babeszjoza. Wujek podziwiał Reksa i niestety, a może i na szczęście podczas głaskania wyczuł gulkę. Tak, był to gruby napompowany krwią kleszcz. Rex ogólnie mniej jadł i pił, był przymulony, ale przebiegło to zdecydowanie lepiej niż ostatnio. Teraz przynajmniej był w stanie na krótkich dystansach potruchtać. Dwa dni potem pojechaliśmy do weterynarza. 
Pozwolę sobie też wspomnąć, że dopiero niedawno zacząłem socjalizację Reksa, bo jeszcze za nim wyrósł na olbrzyma tata "wiedział lepiej" i nie mogłem go wychowywać jak każdy. Ale teraz socjalizuję go, chodzimy na spacery, więc jest okej.
Nie wiem, czy wiecie, ale Rex panicznie boi się weterynarza. Tym razem było tak samo. Godzinę, jak nie więcej staraliśmy się dać zastrzyki. Pieseł szarpał się i wpadł na stolik, a z półek powypadały probówki, krople i inne lekarstwa. Daliśmy jeden zastrzyk. Potem kolejne minuty niemiłosiernego czekania i nerwów, co jeszcze ten mały szczyl wyczyni. Ostatecznie tato go jakoś przytrzymał, a ja podawałem pani weterynarz nowe strzykawki aż w końcu daliśmy wszystkie, ponieważ Rekson był już tak zmachany, że pozwolił :)

Ogarnęliśmy potem co i jak. Pani powiedziała, że lepiej zrezygnować z kropli Fypryst i zainwestować w obrożę. I tak Rex nosi na sobie obrożę Foresto. Do tego muszę mu kupić nowy kaganiec, bo obecny jest twardy i gdy pies się rzuca, może zrobić krzywdę. Zainwestuję raczej w kaganiec skórzany lub coś w tym rodzaju. 

Ale nie ma samych złych wiadomości! Otóż moi rodzice siedzą dość długo w pracy, a brat chodzi na spacery z Reksem, jednak teraz i ja chciałem z nim spacerować. Jednak jest to pieseł duży, silny i ciągnący na smyczy, więc bałem się samotnie wyjść z nim na odludzie. Jednak wczoraj ubłagałem brata i wyszedłem z Reksem na spacer a brat mnie obserwował. Fakt, kosztowało mnie to 10 zł, ale teraz wiem, że umiem panować nad tym psem. Do tego zupełnie bez oporów dał mi się wprowadzić do kojca! Żyję w przekonaniu, że wcale nie potrzebuję drugiego psa. Stale ćwiczę z Reksem i go socjalizuję. Obecnie ćwiczymy chodzenie na luźnej smyczy. 

I and my dog ;)

Tak więc drugiego psa nie będzie, blog aktywowany i zapraszam w odwiedziny ;) 

Obserwatorzy